piątek, 27 września 2019

Spotkanie po latach

[Szanowna Pani, Szanowny Panie, zanim zaczniemy, uprzedzam, że to nie jest miejsce, gdzie pojawia się dużo ładnych zdjęć, tu się pojawia dużo literek, jeśli masz trochę czasu i ochoty, włącz jakąś nastrojową muzykę i zapraszam do lektury]

Cześć klawiaturo!

Myślałam o Tobie od kilku miesięcy. Przez ostatnich kilka tygodni coraz częściej i częściej. 
Aż tu nagle JEST! Klasyczne jesienne przeziębienie. Przymusowe wolne. Nie mogło być lepiej. Pójdziesz ze mną na randkę? Za oknem gęste chmury, rano była taka piękna mgła. Mam teraz trochę czasu, całą stertę tabletek, gorącą herbatę, wełniane skarpetki, ale co najważniejsze tyle do opowiedzenia! Brzmi zachęcająco prawda?

Pamiętasz H.A.M.M.A.K.K.? 
W formie osobowej chyba nie sposób zapomnieć, ale w poniższej formie...

Jestem pewna, że niewielu jest takich, którzy cokolwiek pamiętają. Sama musiałam sobie odświeżyć materiał. Bez obaw, nie będę się cofać do roku naszych narodzin, chciałabym spojrzeć tylko 5 lat wstecz... 

[Pierwszy wpis tutaj pojawił się 29 grudnia 2014 r.]

Zanim zacznę, muszę się cofnąć do tego czasu, ma to dla mnie ogromne znaczenie, ponieważ od zawsze lubię, kiedy wszystko jest uporządkowane - leży w odpowiedniej szufladzie, ma przypisaną kategorię w zależności od koloru, wielkości, zastosowania, czy co tam sobie jeszcze wymyślę. W tym wypadku liczy się tzw. TIMELINE.

Koniec roku 2014, był to niewątpliwe czas pełen refleksji, otwartych głów, żądnych serc i euforycznego patrzenia w przyszłość (lubię myśleć, że tak było). Żeby ułatwić orientację napiszę, że był to dla większości z nas 3 rok studiów. 

Myślę, że dla zobrazowania naszego działania, posłużę się taką metaforą: w każdej z nas płonie ogień. W tamtym czasie był on podsycany z każdej możliwej strony, co skutkowało różnymi działaniami. Między innymi tym, że został założony blog. Nie lubię już tego słowa, wg mnie z biegiem czasu straciło na wartości. Mam nadzieję, że niedługo znajdę dla niego zamiennik. 

Wracając: ogień, który w nas płonął często wymykał się spod kontroli. Płomienie osiągały niebywałe rozmiary, a innego dnia ledwo się tliło. Tak jak już napisałam, było to uzależnione od stopnia i ilości źródeł podsycania. Stąd pisaniem zajmowałyśmy się tylko przy sprzyjających... płomieniach ^^'

Między innymi dlatego napisałam tu parę słów na przestrzeni lat 2014-2016. Nie byłam oczywiście sama. Jestem jednym z siedmiu kół zamachowych tej maszyny. Maszyny (naszej przyjaźni), której blog jest marginalnym elementem. Jest takim gadżetem. Wiadomo jak to jest z gadżetami - świetnie urozmaicają nasze życie, ale nie są niezbędne żeby prawidłowo funkcjonować. Używamy ich sporadycznie i sprawia nam to sporo frajdy, ale większość naszej uwagi musi być skoncentrowana na podstawowych podzespołach. I tu muszę zaznaczyć, że pisanie i blog nie będą gadżetem, który obecnie będzie używany przez każdą z nas.

Ostatni wpis pojawił się tutaj pod koniec 2016 roku, czyli wtedy, kiedy kończyłyśmy studia. Przypadek? Nie.e.

Pamiętacie ten płonący w nas ogień? To teraz wyobraźcie sobie wybuch na skalę tego w Czarnobylu i poziom skażenia, który był jego następstwem. Wiem, że w Czarnobylu ogień nie był przyczyną wybuchu, ale chodzi mi o ładunek emocjonalny, jaki niesie ze sobą to porównanie.

Być może tylko ja się tak czuję, ale to właśnie się ze mną stało, kiedy zaczęło się "prawdziwe życie". Skażenie wszelkich przejawów kreatywności, refleksyjności, walka o pozostanie wiernym własnej osobowości i ideałom. Walka o znalezienie czasu i chęci na wszystko, co sprawiało, że czułam się...bardziej sobą (a pisanie jest dla mnie jedną z takich rzeczy). 

Obecnie mam wrażenie, że każda z nas ustabilizowała płomień, który teraz ma stałe źródła podsycania, czasem te źródła się zmieniają, ale są optymalne i co najważniejsze dostosowane do potrzeb. Kiedy wczoraj czytałam nasze stare posty, uświadomiłam sobie, jak wiele się od ostatniego czasu zmieniło. I co najważniejsze: na lepsze!

Podsumowując, chyba połączenie metafory ognia, gadżetów i Czarnobyla jest wystarczające jak na pierwszy wpis po trzech latach. Tak, jak zaznaczyłam we wstępie, jesienne przeziębienie i narastająca od pewnego czasu chęć pisania sprawiły, że tu wróciłam. Ten wpis był mi potrzebny do upłynnienia tej tzw. linii czasu, chociaż jest tylko ogromnym skrótem. Ale celowym - mam nadzieję, że szybciej dzięki niemu dotrę tam, gdzie chcę się znaleźć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz