środa, 13 maja 2015

Poznań_Budapeszt

Za nami długi weekend majowy (może w tym roku nie aż taki długi, ale przecież nie długość, a jakość się liczy). No i tyle się działo, że aż nie wiem od czego zacząć... Może najlepiej od początku, czyli pomysłu przez realizację aż po szczęśliwe zakończenie.

Już jakiś czas temu wspominałam o wspaniałej inicjatywie jaką jest autostop i wszystko co z nim związane: poznawanie nowych miejsc, ciekawych ludzi, niepewność i emocje związane z "podróżą w nieznane". Bo właśnie to jest najpiękniejsze w tym całym pakowaniu plecaka i ruszaniu przed siebie, byle dalej, byle w dobrym towarzystwie i z uśmiechem na twarzy. Plan był prosty: bierzemy udział w majówkowym wyścigu autostopem z Poznania do Budapesztu. Założenia? Dojechać całe i zdrowe w dwa dni, zobaczyć stolicę Węgier, dobrze się bawić, a w niedzielę wrócić do Poznania z dziesiątkami cudownych wspomnień, z uczuciem satysfakcji i pozytywnego zmęczenia. Realizacja? 100%, a może i więcej :)

Razem z innymi 350 parami (tak, trochę nas było...) ruszyłyśmy w podróż już w środę rano. Krótka rozgrzewka na Placu Wolności, biegiem na wylotówkę i możemy zaczynać. Oczywiście, jak to bywa w przypadku kobiet z naszą orientacją terenu i talentem do planowania wszystkiego krok po kroku, wstępnie założony plan trasy przeszedł kilka modyfikacji, ale ostatecznie po podróży w towarzystwie 9 fenomenalnych kierowców, 6 godzinach spędzonych na stacjach benzynowych, przekroczeniu 3 granic, zjedzeniu puszki pasztetu z Biedronki i połowy bochenka chleba, wykonaniu 1000 machnięć ręką i 100 razy zadanym pytaniu ,,Dokąd Pan jedzie?/Where are you going?" dotarłyśmy na miejsce! W zaskakująco dobrym czasie - 23 godziny i 32 minuty oraz zajmując zaskakująco dobre 54 miejsce. No ale przecież to nie zajęta lokata jest ważna tylko zabawa po drodze czyli rozmowy łamanym angielskim z rumuńskim kierowcą o komunizmie w Polsce i podatkach od sprowadzanych samochodów, życiowe porady śląskiego tirowca, wspólne świętowanie półmetka trasy z chłopakami z Kielc i wiele innych. Jak można było się spodziewać, pobyt na miejscu okazał się być intensywny i też pełen wrażeń. Budapeszt zachwycił nas swoim pięknem. Wino za  4,0 zł nigdzie tak nie smakuje tak, jak nad pięknym modrym Dunajem no i nie ma drugiego tak pięknego Parlamentu czy zachwycających mostów w środku miasta. Dopełnieniem naszego szczęścia okazała się atmosfera naszego obozowiska: grille, ogniska, śpiewy, tańce i hulańce i oczywiście wspaniali ludzie, których nie brakowało na miejscu. Wszyscy ze wspólną zajawką na podróżowanie, spontaniczni, otwarci, po prostu z tych "których nie da się nie lubić". Obie zostałyśmy wielkimi fankami TrickBoardów (chociaż do mistrzostwa nam jeszcze daleko) i  zimnych kąpieli. No i w ogóle było fajnie :) Podsumowując...

Girls just wanna have fun! A my chcemy jeszcze więcej!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz