piątek, 6 marca 2015

Zaangażowanie

Problem z akceptacja sytuacji, w ktorej zyciowo sie znajdujemy moze polegac na braku zaangazowania. Bierna postawa jest nagorsza z mozliwych. Kazde zbudowanie szczescia polega na osobistej inwencji.

Doszlam do takiego wniosku pod koniec dzisiejszych zajec na uczelni. Majac w tygodniu 12-14  godzin wykladow (bierna sluchanie) czuje sie wypluta z emocji i pozbawiona kreatywnego myslenia. Szczytem moich marzen byloby nauczanie w malej grupie, gdzie wykladowca przekazujac mi porcje wiedzy, jednoczesnie zasypujac mnie bodzcami prowokujacymi do zadawania pytan i ostatecznie do dyskusji. Taka forma jest oczywiscie niemozliwa przy 200 studentach. Dlatego stwierdzilam ze sama musze zaangazowac sie w aktywny udzial w wykladach. Nie jest to proste, ale jesli juz podjelam decyzje o studiach, to moglabym z nich czerpac garsciami (jesli aktualnie nie mam nic lepszego do roboty).

W tym miejscu opisze moje kolejne przemyslenie. Po co wlasciwie idzie sie na studia? Po co kontynuuje sie nauke najpierw by uzyskac tytul pierwszego stopnia, pozniej drugiego? Czy w naszej mentalnosci funkcjonuje podejscie: chce byc co raz lepiej wykszatlcony i chce co raz wiecej odkrywac, a dzieki temu poszerzac swoja wiedze? Nie, u nas wspinanie sie po szczeblach edukacji ma nam gwarantowac status materialny, za dzwiganie tornistra dostaniemy nagrode w postaci pensji. Zazdroszcze najznakomitszym filozofom, ktorzy budujac fundamenty naszej cywilizacji poszukiwali prawdy, ksztalcili sie z poczuciem glebszego sensu POZNANIA. Niech kazdy sprobuje odpowiedziec sobie bowiem na pytanie, czy gdybym nie potrzebowala tytulu mgr zeby pojsc dalej, czy moj glod wiedzy sam w sobie doprowadzil mnie do drzwi sali wykladowej ?!
Peace yo! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz