środa, 5 października 2016

Wszędzie dobrze, ale razem najlepiej

Początek października zapowiadał się deszczowo, miało być coraz zimniej i ciemniej. Niczego nieświadome My w niedzielne słoneczne popołudnie spotkałyśmy się jak gdyby nigdy nic na długie rozmowy o życiu. Zawsze rozmawiamy o życiu. Tym obecnym i tym lepszym. I jak zwykle mamy tysiące pomysłów na to „lepsze”.

Suche fakty są takie, że nasz zlot zainicjowany był moim przyjazdem do Wałcza. Teraz rzadko tu wpadam, więc jak już jestem, to staram się wykorzystać każdą sekundę na spotkania z bliskimi, których tak bardzo brakuje mi w Gdańsku. Na szczęście, laski szybko podchwyciły temat,  wpadły na rewelacyjny pomysł zjedzenia niedzielnego obiadu w postaci wodorostów z ryżem i surową rybą – sushiMyLove. I tak lekko po 12:00 zapakowałyśmy się do samochodu i ruszyłyśmy w kierunku japońskich przysmaków. Angela – nasz rajdowy kierowca tego dnia postarała się o odpowiedni klimat w aucie i w świetnych nastrojach spędziłyśmy pół godziny  rozentuzjazmowane rozmawiając o naszych biznesplanach. 

Mokre fakty (jak są suche, to mokre chyba też mogą być nie?) są takie, że bawiłyśmy się świetnie, zaczynając od wystawiania recenzji wszystkim możliwym aspektom restauracji, w której się znalazłyśmy. Nie powiem, jakie to było miejsce. Taka reklama kosztuje, a hajs się musi zgadzać… Oczywiście żartuje, bo Sacha zameldowała nas przecież na FB, więc wiecie, gdzie byłyśmy. Moim zdaniem knajpka była w porządku, ale tego dnia w zasadzie wszędzie by mi się podobało, gdyż nieważne gdzie, ważne z kim <3 A towarzystwo było wyborowe.

Bardzo ufam moim przyjaciółkom. Naprawdę powierzyłabym im najbardziej odpowiedzialne z odpowiedzialnych zadań. Z tego względu bez chwili zawahania powierzyłam im wybranie takich wariantów wodorostów, jakie będą uważały za stosowne.  Po chwili sushi wjechało na stół. Do tego zielona herbata z mango i można się całkowicie zrelaksować. 

Czas mijał bardzo szybko, a mnie niestety ograniczała godzina wyjazdu do Gdańska. Mimo to skorzystałyśmy jeszcze z okazji i pojechałyśmy na pyszną kawę i deser. Takie dogadzanie zupełnie nie jest dla nas codziennością. Mieszkamy w różnych miastach i spotkania w większym gronie rzadko się zdarzają, dlatego jak już dochodzą do skutku nie żałujemy sobie. I tak minęło kilka godzin. Trzeba było wracać po bagaż i uciekać do Gdańska.

Siedząc teraz i patrząc za okno wspominam ten dzień z wielką nostalgią. Deszcz zmywa z ulic smutki i rozrzewnienie poniedziałkowych boleści (post pisałam w poniedziałek, ale nie zdążyłam opublikować). A ja jestem naładowana po sam czubek głowy pozytywną energią. Doceniam to szczególnie mocno, ponieważ przez kilka ostatnich tygodni myślałam wyłącznie o pracy i dyplomie magisterskim. Słaba opcja, chociaż doceniam również fakt, że miałam warunki, aby poświęcić się tylko temu. Naprawdę podziwiam wszystkich, którzy godzą obowiązki rodzinne z pracą naukową. Bycie np. matką przy jednoczesnym pisaniu/produkowaniu dyplomu jest dla mnie kosmicznym wysiłkiem. Mega propsy dla wszystkich uczących się, pracujących mam! Mam nadzieje, że nadejdzie taki czas, kiedy będę musiała wejść na ten wyższy stopień wtajemniczenia i stać się jeszcze bardziej wielozadaniowa. Ale nie o tym chciałam…

Kończąc ten wpis chciałam napisać, że w ciągu ostatnich dwóch dni doświadczyłam tak wielu pozytywnych emocji ze strony moich bliskich, że dotarła do mnie jedna myśl. Kiedy jest życiu taki czas, że zostajemy obdarowywani wielkim szczęściem, ale takim naprawdę obezwładniającym, zaczynamy się jednocześnie cieszyć i przeraźliwie bać. Bać żeby tego nie stracić. Słyszałam o syndromie biznesmenów, którzy mają wszystko – pieniądze, władzę i liczne sukcesy. W pewnym momencie przestają zabiegać o więcej, ale zaczynają wpadać w paranoję/ depresję żeby to, co mają nie stracić. Mnie też przeszył zimny dreszcz, kiedy wyobraziłam sobie, że mam wokół siebie tak wspaniałych ludzi i kogoś mogłoby zabraknąć. Mimo wszelkich problemów zachęcam do doceniania największych skarbów jakie posiadacie – życzliwych ludzi, których spotykacie na swojej drodze. Nic nie jest wieczne, ale wspomnienia zostają na długo, dlatego gromadzę je i doceniam każde najmniejsze.